Rozwód w Legii już jest burzliwy, choć nie tylko Michniewicz zawinił

Lech nie został drugim Bayernem, ale nadal… powinien
próbować

Przesilenie w Legii przebiega burzliwie. Czesław Michniewicz nie tylko przełamał niemoc stołecznego zespołu w europejskich pucharach, ale też zbudował silne zaplecze medialne. Umiał również przekonać do siebie kibiców. Zatem trudno się dziwić, że decyzja o dymisji tego szkoleniowca podjęta przez właściciela i prezesa mistrzów Polski – skądinąd pewnie jedyna logiczna w sytuacji, gdy zespół z Łazienkowskiej przegrał aż 7 z 10 rozegranych w ekstraklasie meczów w tym sezonie – wywołała sporo kontrowersji. Oliwy do ognia dolał jeszcze Wojtek Kowalczyk, który poinformował o istnieniu w zespole grupy bankietowej. W której skład mają wchodzić, zupełnie nieprzypadkowo, piłkarze pominięci przez trenera Michniewicza przed wyjazdem do Gliwic. W klubie z Ł3 – jak miałem okazję usłyszeć w poniedziałek wieczorem w kuluarach Legia Training Center – twierdzą jednak, że to wręcz wrogie działanie wizerunkowe. Wewnętrzne dochodzenie przeprowadzone po wrzutce „Kowala”, oczywiście chętnie podjętej przez media, miało bowiem nie potwierdzić zabawowych skłonności posądzanego o nie kilkuosobowego towarzystwa.

Czesław Michniewicz krotka piłka

A po prawdzie – miało nie wykazać predylekcji do trunków wyskokowych i nieprofesjonalnego prowadzenia u wszystkich piłkarzy pominiętych – i w ten sposób naznaczonych – przy doborze meczowej kadry przed spotkaniem z Piastem…. Cóż – zapewne ciąg dalszy tej medialnej przepychanki nastąpi. Zwłaszcza że nowy szkoleniowiec Legii (z założenia wcale nietymczasowy, jak powszechnie sądzono), Marek Gołębiewski publicznie stwierdził, iż u niego wszyscy zawodnicy mają czyste karty. Słowem – Lirim Kastrati, Mattias Johanson, Lindsaya Ros i Jurgen Celhaka zaczynają w nowej kadencji szkoleniowej przy Łazienkowskiej z takiej samej pozycji jak wszyscy inni piłkarze. Zmieni się natomiast ta część sztabu – który generalnie ma zapewnić ciągłość pracy z pierwszym zespołem – która
odpowiedzialna była za przygotowanie motoryczne. To niedwuznaczna wskazówka (mimo deklaracji Gołębiewskiego, że naprawę drużyny zacznie od głów, bo największym problemem jest dziś mental), iż szefostwo klubu ma zastrzeżenia do motoryki zespołu. Jak należy zakładać – po analizie wyników badań motorycznych.

Choć podobno zawodnicy – niewykluczone, iż zaklasyfikowani do grupy bankietowej – mieli martwić się, i zgłaszać do pionu sportowego, że szczególnie w ostatnim okresie trenowali… za mało. Słowem – zanosi się, że rozwód Legii z trenerem Michniewiczem będzie głośny, a publika jeszcze przez jakiś czas będzie mogła obserwować pranie brudów. Pytanie tylko, komu to potrzebne, skoro oczywista prawda jest taka, że po raz kolejny nie poradzono sobie pod naszą szerokością geograficzną z połączeniem występów w Polsce i na zagranicznych boiskach. Wina – wbrew mylnemu powiedzeniu – nigdy nie leży pośrodku. Na pewno jednak winowajcą nie jest tylko Michniewicz. Ludzie zarządzający klubem i pionem sportowym – począwszy od prezesa i właściciela Dariusza Mioduskiego na dyrektorze sportowym Radosławie Kucharskim kończąc – także muszą uderzyć się w piersi; nie mają zresztą wyboru. System od lat budowany w Legii nie działa przecież tak, jak powinien. Kilkuletni brak kwalifikacji do fazy zasadniczej pucharów nie brał się wszakże z przypadku…

Z identycznym problemem – czyli pucharowym pocałunkiem śmierci – przed rokiem zmagał się Lech. Czyli zespół, który dziś stanowi zdecydowanie (naj)ładniejszą twarz ekstraklasy. Kolejorz nie ma równych sobie w lidze pod względem skuteczności w ataku, ale najlepszy w kraju jest również w destrukcji. Zespół Macieja Skorży jest znakomicie zbalansowany, a do tego – świetnie przygotowany motorycznie i ma szeroką oraz wyrównaną kadrę. Jeśli wyznawcy tezy: „pokaż mi swoją ławkę rezerwowych, a powiem ci jak silny masz zespół”, których jest całkiem niemało chcą dowodów, to najlepszym jest bilans bramkowy Lecha w drugich połowach – 18:3! Kolejorz wręcz odjeżdża przeciwnikom po zmianie stron, i dziś bez wątpienia jest na mistrzowskim kursie. Poznaniacy wzięli tak duży rozpęd pod kierunkiem Skorży – że trudno będzie ich zastopować przed zimą. A tylko od nich zależy, jak przepracują, i wykorzystają, przerwę w rozgrywkach.

Inna sprawa, że z zarządzaniem sukcesem w Lechu bywało różnie. Kiedy Kolejorz zdobywał swój ostatni tytuł mistrzowski w roku 2015, prezes Karol Klimczak przekonywał mnie – w autoryzowanym wywiadzie – właśnie zaczęła się nowa era w ekstraklasie, pod poznańskim panowaniem. Założenia były takie, że do roku 2020 Duma Wielkopolski będzie może powoli, za to systematycznie odjeżdżać krajowej konkurencji i plasować się – już stale – wśród 50 najlepszych zespołów… Europy! I docelowo stanie się polskim odpowiednikiem Bayernu Monachium. Plany były oczywiście słuszne, ale sprawdziły się jedynie w tym aspekcie (będącym promilem ambitnych założeń), że w roku 2020 Lech grał rzeczywiście najlepszą piłkę w Polsce. Tyle że do czasu, konkretnie do momentu, gdy trener Dariusz Żuraw z sobie tylko znanego powodu wystawił w Lizbonie rezerwowy skład. Po batach od Befiki ładnie wcześniej grający zespół już się nie podniósł… Przy Bułgarskiej nie muszą uczyć się więc na tegorocznych błędach Legii, mają dość własnego materiału do analizy.

Czy tym razem prezes Klimczak wraz ze świtą wyciągną właściwe wnioski? Na dziś wiele – a w zasadzie to wszystko – wskazuje, że Skorża to… nie Żuraw. Kluczem do sukcesu i trwałych podstaw pod powtarzalność na wymaganym poziomie wydaje się jednak uporanie się przez obecnego szkoleniowca z własnymi ograniczeniami, które nie pozwoliły Maciejowi pójść za ciosem we wspomnianym roku 2015. Czy trener jest już na innym, bardziej zaawansowanym etapie – oczywiście dopiero się przekonamy…

Adam Godlewski

Dziennikarz sportowy, specjalizujący się tematyce piłkarskiej. Zawodu uczył się w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie przez prawie dekadę zapracował na miano jednego z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych reporterów w swojej branży. Przez niemal 15 lat zarządzał tygodnikiem „Piłka Nożna”. Po drodze ekspert m.in. TVP, Canal+, Orange Sport, WP, radiowej Trójki, a obecnie redaktor naczelny "Sportowy24". Autor książki „Spowiedź Fryzjera”. Współautor wspomnień „Od Piechniczka, do Piechniczka”, „Pęknięty Widzew” i „Gwiazdy Białej Gwiazdy”. Dwukrotnie uhonorowany – przez piłkarzy polskiej ekstraklasy – Oscarem dla Najlepszego Dziennikarza Prasowego piszącego o futbolu w Polsce. Na naszych łapach pisze felietony z cyklu “Krótka piłka” oraz artykuły na mecze polskiej kadry.