Jerzy Engel: Prezesi oszukują kibiców i nie mają własnej wizji piłki

Jerzy Engel
Jerzy Engel

Jedna z najważniejszych postaci polskiej piłki początku XXI wieku. Prowadzona przez niego reprezentacja wywalczyła w 2002 roku awans na mistrzostwa świata w Korei i Japonii. Nasza kadra pojechała na mistrzostwa świata po 16 latach nieobecności. Po zakończeniu pracy w roli selekcjonera powrócił do pracy szkoleniowca. Z powodzeniem prowadził drużynę Wisły Kraków, z którą był bliski awansu do Ligi Mistrzów oraz Apoelu Nikozja, z którą zdobył Puchar Cypru w 2006 roku. Trener roku 2000 i 2001 według tygodnika Piłka Nożna. Obecnie występuje w roli eksperta w programach piłkarskich Telewizji Polskiej.

Łukasz Cielemęcki (Legalni Bukmacherzy): W wywiadzie dla „Super Expressu” Emmanuel Olisadebe, czyli pana były zawodnik powiedział, że gdyby był młodszy grałby teraz w kadrze u boku Roberta Lewandowskiego. Prawda?

Jerzy Engel: „Emsi” miał ogromne atuty, takie jak fantastyczna szybkość startowa czy niezła technika, ale nie był wielkim piłkarzem i daleko mu było do poziomu Lewandowskiego. Choć u jego boku teraz mógłby wybiegać na boisko, bo Olisadebe z przełomu wieków przydałby się praktycznie każdej reprezentacji. Wydaje mi się, że nie wykorzystał maksymalnie swojego potencjału. Niestety już jak przyjechał do Polski, miał problem z kolanami i trzeba było go odpowiednio prowadzić. Za czasów, kiedy byłem selekcjonerem ustalałem wspólnie z lekarzem kadry, na który mecz będzie gotowy, bo jego kolana dwóch w ciągu tygodnia by nie wytrzymały. 

Wiele osób twierdzi, że teraz mamy najlepsze pokolenie piłkarzy od wielu lat. Jakby pan porównał obecną kadrą, z tą z którą awansował pan na Mistrzostwa Świata w 2002?

Wtedy zbudowałem drużynę w oparciu o zupełnie inne cechy indywidualne. To był równy zespół z charakterem do gry i walki. Wiedziałem, że nawet w najtrudniejszym momencie chłopcy nie pękną. Myślę, że jakby teraz obie drużyny spotkały się, to obecna miałaby problem. Dlatego wtedy kibice tak cenili naszą kadrę. Jak trzeba było bić się na pięści w Armenii, to się bili. Zawsze będę pełen uznania dla nich. Nikt od tamtego czasu nie zrobił więcej na mistrzostwach świata. A przypomnę tylko, że miałem wtedy niewiele czasu na przygotowania przed wyjazdem do Azji. Myślę, że awans do turnieju to był maksymalny pułap. Kwalifikacja do finałów mistrzostw świata po szesnastu latach posuchy to największa zasługa mojej kadry.

Przed wylotem do Korei powiedział pan, że kadra jedzie po Puchar Świata…

Jerzy Engel na meczu Polska Izrael
fot. Adam Jastrzebowski / Foto Olimpik

Jak coś się robi, to trzeba wierzyć do samego końca. Tuż po tym, jak otrzymałem nominację na selekcjonera zapytano mnie, ile postawiłbym ze swojego majątku, że awansujemy do finałów. Powiedziałem, że wszystko. Bez wiary w sukces ta praca nie ma sensu. Jak się jedzie na mistrzostwa świata, to po co? Żeby być najlepszym. Jeden wygra, reszta pozostaje zapomniana. Na boisku okazaliśmy się niestety za słabi.

Przejdźmy do obecnej kadry. Z jednej strony dwa ostatnie mecze eliminacyjne gramy o nic, bo już zapewniliśmy sobie awans. Z drugiej jednak zajęcie pierwszego miejsca w grupie może przybliżyć do rozstawiania podczas losowania grup w finałach.

Zawsze po awansie, czyli osiągnięciu głównego celu, morale w zespole spada. Nie ma już takiej determinacji. Ale ta kadra jest na tyle mocna i na tyle lepsza od pozostałych drużyn, że zakładam, iż te mecze wygramy. To nie jest czas na eksperymenty. Jerzy Brzęczek ustalił skład, wie co jest dobre w reprezentacji, jakich zawodników trzeba odsunąć albo pożegnać, więc zespół trzeba zgrywać, aby tworzyć monolit.

Brzęczek wie co jest dobre, a co złe? Przez całe eliminacje nasza kadra w tak słabej grupie grała – poza meczem z Izraelem – bardzo przeciętnie.

Nasza reprezentacja jest takim typem drużyny, który prezentuje się zdecydowanie lepiej z mocniejszymi rywalami. Oczywiście, można mówić, że w obu spotkaniach z Austrią mieliśmy sporo szczęścia. Ale przypomnę, że z tym rywalem wywalczyliśmy cztery punkty. A to one decydują, które miejsce w grupie się zajmie. Zapomnijmy o stylu. Zawsze, jak się chce skrytykować zespół, który wygrywa, to można powiedzieć, że ma styl do niczego. Awansowali na dwie kolejki przed końcem eliminacji i to jest najważniejsze. Teraz trzeba się tylko dobrze przygotować do turnieju, reszta to historia.

Najwyższy kurs na powyższe mecze Reprezentacji Polski w piłkę nożną znajdziesz u bukmachera Fortuna

Jan Tomaszewski upiera się, że teraz jest najlepszy czas, aby zmienić selekcjonera.

Nie zgadzam się. Brzęczek miał awansować i to zrobił. Miał wyczyścić pewne sprawy, które wisiały nad kadrą po poprzednim selekcjonerze i dokonał tego. Wyczyścił atmosferę, czyli to, co być może przeszkodziło drużynie osiągnąć lepszy wynik w Rosji. Oczywiście każdy selekcjoner uczy się reprezentacji, bo tej wiedzy nie można zdobyć na kursach. Na początku popełniał błędy, teraz jest ich znacznie mniej.

Nie zgodzę się. Przed poprzednim zgrupowaniem stwierdził, że nasi reprezentanci dobrze grają w klubach dzięki pracy podczas obozu przygotowawczego z kadrą. To absurdalna wypowiedź.

To niewypał, ale i nauka.

Jak pan obstawia wyniki w najbliższych meczach z Izraelem i Słowenią?

Dwa zwycięstwa. Z Izraelem nie przewiduję kłopotów, trochę trudniej może być w
ostatnim meczu eliminacji, bo może się zdarzyć, że Słoweńcy nadal będą w grze o awans na Euro. Dodatkowo to nie jest zespół, który nam leży. Nie mniej jednak twierdzę, że do czasu tego spotkania wszystko będzie jasne i zagramy po prostu mecz towarzyski o punkty, który wygramy.

Czy kadrę stać na coś więcej, niż drużynę prowadzoną w przeszłości przez Adama Nawałkę?

Stać ją na wszystko, ale do tego parę rzeczy musi się złożyć. No i trochę szczęścia potrzeba, bo cholera wie, co by się wydarzyło, gdyby Jakub Błaszczykowski podczas EURO 2016 wykorzystał rzut karny w ćwierćfinale z Portugalią. Wszyscy muszą osiągnąć znakomitą formę, wszyscy muszą być w fantastycznej dyspozycji. Przy gwiazdach, jakie teraz mamy, przy tym żelaznym kręgosłupie i dodatkowo kilku młodych zdolnych zawodnikach jesteśmy w stanie osiągną bardzo dużo. I nie zgodzę się ze stwierdzeniem niektórych, że oni są zmarnowaną generacją. Faktem jest, że niczego nie zdobyli i to jest problem. Mówi się, że mamy świetnych zawodników, którzy jako kadra nie potrafią osiągnąć sukcesu. Przypomnę reprezentacje Kazimierza Górskiego czy Antoniego Piechniczka. Pojechały na mistrzostwa świata po medale i je zdobyły. Ta kadra ma wszelkie atuty ku temu, aby dojść do samego końca turnieju. To samo mówiło się o mojej drużynie, że to piłkarze którzy przez szesnaście lat nie potrafili awansować na duży turniej. Udowodnili, że tak nie jest. Teraz potrzebny kolejny krok do przodu, żeby pojechali po medale.

Jest pan ekspertem w telewizji. Robi pan coś poza tym?

Jestem członkiem grupy UEFA Technical Team. W wielkim skrócie: jeżdżę na mecze organizowane przez federację i robię analizy spotkań. Wraz z pozostałymi członkami zajmujemy się wyłącznie sprawami technicznymi, czyli podpatrujemy jak grają zespoły, wyszukujemy nowe trendy, co wymyślają trenerzy, w jakim kierunku rozwiją się piłka. Wyłapujemy to i nanosimy na specjalne programy.

Jak pan tak analizuje, to proszę powiedzieć, dlaczego polskie kluby już od dawna beznadziejnie prezentują się w europejskich pucharach.

Bo nie mają budżetów. Źle zarządzają kapitałem, dobierają złych piłkarzy. Prezesi oszukują kibiców, mówiąc, że będą budować mocne zespoły, a szybko wyprzedają najlepszych zawodników. Dopóki ludzie będą się bawić, bo biznesmeni, którzy doszli do pieniędzy w inny sposób, piłką się bawią, tak to będzie wyglądało.

Polskie zespoły wprowadzają nowinki?

Nie. U nas trenerzy w wielu przypadkach po pierwsze pracują krótko, po drugie nie mają własnej wizji piłki. Martwią się przed wszystkim o zachowanie ciągłości pracy przez rok, czy dwa lata w klubie i przenosinach do następnego. Wyjątek stanowią tutaj tylko dwie osoby, czyli Michał Probierz i Waldemar Fornalik. Przyszłość, strategia? Tego nie ma. Kiedyś to się zapewne zmieni. Problem w tym, że my cały czas gonimy Europę. I kiedy wydaje się, że jest już lepiej, zachód znowu nam odskakuje. Niestety. No, ale przynajmniej coś się zmienia. Mamy coraz więcej nowych stadionów, coraz więcej baz treningowych.

Tutaj ciężko się zgodzić. Rozmawiamy w Warszawie, ponad dwumilionowym mieście. Urzędnicy właśnie zamknęli stadion Skry Warszawa, wcześniej to samo zrobili z obiektem Marymontu. W stolicy kraju pełnowymiarowe boiska można policzyć na palcach dwóch rąk. Tak to my nikogo nie dogonimy.

W Warszawie piłka nożna została zabita przez samorządy. Tak długo jak władze Warszawy nie będą doceniały kultury fizycznej jako podstawy rozwoju młodych ludzi, tak długo warszawski sport będzie kulał. Kiedy grałem w trzeciej lidze w AZS Warszawa, to na mecze jeździliśmy tramwajami, tylko klubów ze stolicy było w lidze. Oprócz tego w pierwszej lidze Gwardia, Legia. Koszykówka, siatkówka, piłka ręczna. Jak człowiek w weekend chciał zobaczyć wydarzenie sportowe na najwyższym poziomie to nie wiedział, gdzie jechać. Taki miał wybór. Teraz wszystko umarło. Zniknęły dziesiątki boisk, na ich miejscach deweloperzy wybudowali bloki mieszkalne. Teraz wychodzi, na jakich zasadach to się odbywało. Dopóki Warszawa nie będzie miała optymistycznie nastawionych do sportu ludzi, to wszystko tu runie. Zostanie tylko Legia, która dostała w dzierżawę od miasta obiekt wart kilkaset milionów złotych. Reszta skazana jest na upadek, w najlepszym przypadku wegetację.

Łukasz Cielemęcki

Łukasz Cielemęcki na łamach "Legalnych Bukmacherów" prowadzi serię wywiadów ze znanymi sportowcami i selekcjonerami, m. in. Marcinem Gortatem, Jerzym Engelem, Pawłem Listkiewiczem oraz naszymi olimpijczykami.