Paulo Sousie życzę, żeby zabawa w poszukiwanie…sobowtóra selekcjonera reprezentacji Polski nadal miała sens!

Nowy prezes PZPN stał się obiektem niezdrowego zainteresowania

Cezary Kulesza zdążył się przekonać, jak bardzo eksponowaną funkcję pełni od czasu wyboru na prezesa PZPN. Mianowicie tak bardzo, że są chętni, aby monitorować – poufne ze swej natury – rozmowy w jego gabinecie. Podsłuch wykryty w piątek przez wyspecjalizowaną firmę nie pozostawia złudzeń, że istnieją podmioty, których interes – w każdym razie w ich mniemaniu – po zmianie na czele federacji został zagrożony. A warto przypomnieć, że mamy do czynienia z najbogatszym związkiem sportowym w Polsce, z budżetem przekraczającym 300 milionów złotych. Jest to zatem bardzo majętny kontrahent, z którym niewątpliwie warto prowadzić biznes. Warto znać więc także kierunki, w których zamierza pójść jego szef. Zatem, choć zastosowane rozwiązanie jest dalekie od przyjętych standardów, ba – wręcz budzi odrazę, w sumie to nie sposób dziwić się ciekawości ze strony amatorów kwaśnych jabłek. Jeszcze bardziej zastanawia jednak, że Kulesza – w końcu wytrawny biznesmen – stosowną kontrolę zarządził dopiero po 51 dniach urzędowania…

Sobowtór Sousa

Zwłaszcza że poprzednia kontrola w tym kierunku, także rutynowa, odbyła się już prawie 12 miesięcy temu. Wtedy związek okazał się „czysty” od pluskiew, ale Kulesza miał – jak słyszę – przesłanki, żeby podejrzewać, że tym razem „analizator widma może wykryć częstotliwość radiową” w gabinecie prezesa. Wedle bowiem jednego z pracowników federacji, poprzedni szef PZPN Zbigniew Boniek od pewnego momentu miał wręcz antypodsłuchową fobię. I – co prawda dyskretnie – prosił o regularne kontrolowanie gabinetu pod tym kątem znacznie częściej niż to (w sobotę, raz na 5-6 miesięcy) przyznał publicznie. Wspomnianym punktem zwrotnym była wizyta funkcjonariuszy CBA, którzy po raz pierwszy pojawili się w biurach federacji futbolowej w 10 września 2020 roku (a później jeszcze raz, na początku marca 2021). I, jak twierdzą nasze źródła, Zibi miał podzielić się swymi wątpliwościami z następcą. Czyli nowy prezes PZPN został wręcz uprzedzony, iż może stać się obiektem niezdrowego zainteresowania…

Co zresztą miało skutkować tym, że po wygraniu wyborów 18 sierpnia – korzystając z apartamentów w jednym (i niezmiennie tym samym) ze stołecznych hoteli – za każdym razem miał prosić o inny pokój. Właśnie z tego powodu, aby nie paść ofiarą podsłuchów… Dlaczego zatem podobnego BHP nie zachował w gabinecie, w którym prowadzi – jak należy zakładać – znacznie więcej rozmów objętych klauzulą tajemnicy handlowej? Cóż, wydaje się, że nawet tak wytrawny i majętny biznesmen jak Kulesza musi nauczyć się odnajdywać w nowej roli. Nawet w aspektach podsłuchów…. Swoją drogą ciekawe, kto chciał w sposób nielegalny wejść w posiadanie wiedzy o tematach rozmów prezesa? Zwycięska koalicja już na finiszu kampanii była lekko zwaśniona, oczywiście na tle podziału wyborczych łupów… Z drugiej strony pamiętać należy, iż pierwsze duże kontrakty reklamowe – i na pośrednictwo w rozmowach ze sponsorami – piłkarskiej federacji kończą się już za 8 miesięcy. I śledczy tego aspektu pewnie też nie pominą. Już jest ciekawie…

…a powinno być jeszcze bardziej! Kulesza, zanim dowiedział się, iż jest inwigilowany, zdążył odbyć robocze spotkanie z Paulo Sousą. Szef PZPN poinstruował selekcjonera o konieczności większego osobistego zaangażowania w obserwacje zawodników z polskich klubów. I wyszło na to, że wcześniej po prostu nikt tego od Portugalczyka nie wymagał… W każdym razie przyciśnięty do muru szkoleniowiec prędziutko zadeklarował, że na meczu Ligi Europy między SSC Napoli i Legią obecny będzie na sto procent. Natomiast na ekstraklasowy hit Legia – Lech też w sumie chętnie przyleci do Warszawy. Tylko przedtem musi dokładnie sprawdzić ustalony znacznie wcześniej kalendarz podróży na obserwacje kadrowiczów, który jest podobno bardzo napięty. Wizyta Sousy nie miała charakteru: „na dywaniku” u Kuleszy, ale nie zmienia to faktu, że trener był – jak doniosły moje źródła – wyjątkowo nawet jak na niego uprzejmy dla prezesa. Ba – wręcz milutki…

Być może także z tego powodu, że bardzo szerokim – krytycznym – echem odbiła się nieobecność selekcjonera na spotkaniu Legii Warszawa z Leicester. Na tyle, że na szkoleniowca spadły nie tylko gromy, ale i pojawiła się szydera z Portugalczyka. Początkowo ludzie z jego otoczenia tłumaczyli absencję tak zwanymi „powodami osobistymi” trenera. Później w przestrzeni publicznej pojawiła się jednak informacja, że Paulo Sousa miał brać w tym czasie udział w komercyjnym przedsięwzięciu. A konkretnie to w nagraniach dla kanału „The Coaches’ Voice”. I to właśnie wówczas nie w ciemię bici kreatywni wpadli na pomysł znalezienia… sobowtóra Portugalczyka! W ogłoszeniu o pracę, opublikowanym przez agencję „The Owners” – która oferuje 5000 złotych netto miesięcznie – można przeczytać:

„Nasz sobowtór całą tę robotę (czyli pokazywanie się na meczach polskich zespołów – przyp. AG) zrobi za Portugalczyka. Proponujemy, by zaczął od meczów ligowych, a jak współpraca dobrze się ułoży, będziemy rozwijać skrzydła. Być może przyjdzie czas, że Paulo Sousa nie będzie musiał przyjeżdżać nawet na zgrupowania i mecze reprezentacji.”

Właściciel wspomnianej agencji kreatywnej, Rafał Żurowski, szybko zastrzegł, że ogłoszenie jest napisane – i zostało wystosowane – z przymrużeniem oka, gdyż zarówno on – jak i wszyscy jego ludzie – są wielkimi kibicami reprezentacji Polski. Kibicują zresztą także selekcjonerowi. Czyli mają bardzo podobne podejście do mnie; także przeplatam doping dla kadry pod wodzą Sousy z krytyką jego (niektórych) poczynań. Nie spodoba mi się już na pewno, że ktoś (wiadomo kto, panie Boniek) pozwolił Portugalczykowi na zdalne traktowanie i prowadzenie Biało-Czerwonych. I nie nakazał zamieszkania w naszym kraju, żeby jak szybciej mógł wejść – najlepiej przy pomocy dwóch polskich asystentów – w naszą mentalność. I poznać potencjał (oraz ligowe zaplecze) drużyny narodowej dowodzonej na boisku przez najlepszego piłkarza świata. Bo w wielu aspektach prowadzenia kadry praca na odległość skutkowała – niestety – wyważaniem otwartych drzwi przez zagraniczny sztab Paula. I skończyła się katastrofą w finałach Euro…

Dlatego szczerze uśmiechnąłem się widząc ogłoszenie na „stanowisko sobowtóra selekcjonera reprezentacji Polski”. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś będę – jak na niepoprawnego kibica reprezentacji przystało – ściskał kciuki za powodzenie misji Sousy! Panie Paulo, dziś styl jest nieważny, ustawienie także ma drugorzędne znaczenie – nawet jeśli powinieneś pan zmodyfikować je po pierwszych próbach i na zawsze odstąpić od naszej wersji tiki-taki; dziś liczy się tylko wynik! Niech Robert Lewandowski będzie w Tiranie jak niegdyś Boniek, niech poprowadzi Biało-Czerwonych do wygranej, choćby skromnej!

Adam Godlewski

Dziennikarz sportowy, specjalizujący się tematyce piłkarskiej. Zawodu uczył się w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie przez prawie dekadę zapracował na miano jednego z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych reporterów w swojej branży. Przez niemal 15 lat zarządzał tygodnikiem „Piłka Nożna”. Po drodze ekspert m.in. TVP, Canal+, Orange Sport, WP, radiowej Trójki, a obecnie redaktor naczelny "Sportowy24". Autor książki „Spowiedź Fryzjera”. Współautor wspomnień „Od Piechniczka, do Piechniczka”, „Pęknięty Widzew” i „Gwiazdy Białej Gwiazdy”. Dwukrotnie uhonorowany – przez piłkarzy polskiej ekstraklasy – Oscarem dla Najlepszego Dziennikarza Prasowego piszącego o futbolu w Polsce. Na naszych łapach pisze felietony z cyklu “Krótka piłka” oraz artykuły na mecze polskiej kadry.