Lewandowski przestał być kapitanem żeglugi na spokojnych wodach
Starcie Magiery ze Skorżą we Wrocławiu, co zadecydowało?
Robert Lewandowski nie oglądał się w sobotę na wieści z Instytutu Kocha ani doniesienia z Polskiego Związku Piłki Nożnej, który – nie wiedzieć czemu – zaczął nagle aspirować do roli głównego rozgrywającego w kwestiach dotyczących obostrzeń pandemicznych w Niemczech. W sumie komunikaty, które pojawiły się w związkowym przekazie – i w relacjach zaprzyjaźnionych mediów – wyszły lekko śmiesznie, ale najważniejsze jest oczywiście, że Lewy wystąpi na Wembley. A równie istotne, że na zgrupowaniu pojawi się w świetnym nastroju i doskonałej formie. Mimo gry w dziesiątkę już od 12 minuty, poprowadził przecież Bayern do pewnego zwycięstwa nad Stuttgartem, a wbijając hat-tricka znacznie zbliżył się do niemal półwiecznego rekordu Gerda Muellera. Czy na dystansie 8 kolejek jest w stanie zdobyć 6 goli? Otóż w obecnej dyspozycji byłoby bardzo dziwne, gdyby nie rozprawił się z granicą 40 trafień w sezonie. Odpukać, w zasadzie jedynie pech, a i to niewiarygodnie duży, mógłby go przed tym powstrzymać.
Trudno bowiem nie zauważyć, że Lewandowski od momentu odebrania statuetki dla Piłkarza Roku FIFA dostał skrzydeł. Od wielu sezonów był napastnikiem światowego formatu, ale nieustannie doskonalił elementy, które uważał za słabsze i wiele doprowadził dziś do perfekcji. Przede wszystkim jednak mentalnie dorósł do roli lidera tak wielkiej drużyny jak Bayern. Wydaje się, że potrzebował do tego tytułu króla strzelców Ligi Mistrzów i zwycięstwa monachijczyków w tych prestiżowych rozgrywkach. Potem tytuły i splendory posypały się niczym z rogu obfitości, a Robert wreszcie uwierzył, że nie tylko jest z planety Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, ale może być najlepszy. Nawet na tym globie. O ile wcześniej był już kapitanem żeglugi wielkiej, ale raczej na spokojnych wodach, i głównie na takich, o tyle teraz w trudnej sytuacji – takiej jak sobotnie wykluczenie Davisa – nie szuka strefy komfortu. Tylko bierze odpowiedzialność za wynik na własną klatę. Bez zwłoki, Stuttgart zdemolował przecież już do przerwy.
A nie dość, że okazał się bezwzględny dla defensywy zespołu ze środka tabeli Bundesligi, to jeszcze można było odnieść wrażenie, że robi to bez większego wysiłku. I na zupełnym luzie. Co oczywiście tylko podnosi skalę… trudności, z jaką będzie musiał się zmierzyć Paulo Sousa. Nie jest bowiem prawdą, że Lewandowski ma słabych partnerów w reprezentacji, kłam takiej tezie zadał Adam Nawałka. RL9 strzelał u tego selekcjonera co prawda głównie w kwalifikacjach, za to z regularnością karabinu maszynowego. Przecież w eliminacjach ME’16 i MŚ’18 wbił w sumie blisko 30 goli. Czyli tyle, ile w solidnym sezonie ligowym, choć meczów do rozegrania było o kilkanaście mniej niż w krajowych rozgrywkach klubowych. Trzeba – tylko i aż zarazem – ustawić zespół w taki sposób, żeby wypracowywał Robertowi sytuacje. A o resztę kapitan zadba już osobiście, gdyż potrafi to jak mało kto na świecie. W tym momencie – być może nawet jak nikt inny.
**
Nie tylko RL9 żyje polski kibic. Ostatnio – jak śmiano się w środowisku ekstraklasowym – oprócz walki o ligowe punkty odbywała się rywalizacja o… trenerów. Pod roboczą nazwą „Duety do mety”. Przegrany sezon ma Jagiellonia i Duma Podlasia już zwolniła trenera. Szansę i warunkowe pozwolenie na pracę do końca sezonu dostał asystent Bogdana Zająca, Rafał Grzyb. A w kontekście ratownika – gdyż nowego docelowego szkoleniowca nikt, z racji tego, że Jaga „nie walczy o spadek”, jak mawiał Franz Smuda, nie chciał teraz w Białymstoku – rozważana była kandydatura… podlaskiego barona, Sławomira Kopczewskiego posiadającego licencję UEFA Pro. W dłuższej perspektywie brana jest – podobno – pod uwagę opcja szkoleniowca z niższej ligi, co oznaczałoby, że kadencja Ireneusza Mamrota jest do dziś miło wspominana. W przeciwieństwie do dwóch późniejszych eksperymentów, z których zarówno ten zagraniczny, jak i krajowy okazały się dużymi niewypałami.
Podobno na białostockiej karuzeli pojawiło się nazwisko Macieja Bartoszka, ale upadło; i to definitywne. W grze mają natomiast pozostawać (w kolejności) Kamil Kiereś oraz Mariusz Lewandowski, walczący skutecznie w 1. lidze; mimo że potencjały ich klubów są nieco inne. Różne są także możliwości, cele zresztą też, Wisły Płock oraz Śląska Wrocław, ale pracą w obydwu zespołach zainteresowanie wykazał Maciej Skorża. Najpierw został zapytany (przez pośrednika) o możliwość pracy z Nafciarzami, i nie powiedział: nie. Potem do gry wkroczył Śląsk, i wstępnie strony doszły nawet do porozumienia. Do batalii o stanowisko we Wrocławiu włączył się jednak Jacek Magiera – najpierw widziany na obiektach… Cracovii – i wygrał korespondencyjny wyścig. Miał wyprzedzić konkurenta, i to o całą długość, w bezpośrednich rozmowach, na które prezes Piotr Waśniewski wybrał się ze świtą do Warszawy pod koniec ubiegłego tygodnia. Podobno Magic podczas dyskusji zarażał entuzjazmem, natomiast faworyzowany wcześniej Skorża – miał lekko zrażać właściwą dla siebie bufonadą.
Co ciekawe, relacje obu tych szkoleniowców już wcześniej były chłodne. Zaczynali od dobrej komitywy, w młodzieżówce Pawła Janasa, w której Skorża odpowiadał za bank informacji a Magiera był kapitanem przez duże K (prowadził nawet… zajęcia), ale później, gdy Magic był przy Łazienkowskiej asystentem, a starszy o równe pięć lat Maciej prowadził Legię, ich drogi rozeszły się na tyle, że stali się oponentami. Teraz rywalizują na rynku pracy i pierwsze poważne bezpośrednie starcie wygrała… młodość.
A skoro o pochodzącym z Radomia Skorży już mowa, to wieść gminna niesie, iż ciekawie może być w najbliższym czasie w Radomiaku. Klub chyba mocniej niż przed rokiem nastawił się na atak na ekstraklasę, i może dojść w nim do przesunięć aktywów wśród właścicieli. Być może zresztą Grzegorz Gilewski nie chce tylko burzyć telewizyjnej kariery Sławomira Stempniewskiego, dlatego planuje – jak słychać w kuluarach – rekonstrukcję akcjonariatu i zarządu, co ma skutkować zmianą prezesa. Znane jest już nawet nazwisko głównego pretendenta do tej posady, który doświadczenie w zarządzaniu klubami zdobywał w innych regionach kraju. Ale to już temat na osobną opowieść.