Gdyby kręcono remake „Pechowca”, Sousa dostałby rolę bez castingu
Reprezentacja Polski ma problemy także przez selekcjonera
Kazimierz Górski zwykł mawiać, że „więcej wart jest trener, który ma szczęście, niż lepszy trener, który szczęścia nie ma”. Legendarny szkoleniowiec, którego 100. rocznicę urodzin obchodzimy w tym roku sam uchodził za niezwykle fartownego, czego nie można – a szkoda – powiedzieć o Paulo Sousie. Przeciwnie, Portugalczyk, który w
poniedziałek skończył 51 lat wydaje się wyjątkowym pechowcem. Wystarczy przypomnieć marcowe perypetie z testem na koronawirusa u Mateusza Klicha, który teraz także miał pozytywny wynik, kontuzję Roberta Lewandowskiego w meczu z Andorą, urazy Krzysztofa Piątka i Arkadiusza Milika eliminujące z czerwcowych finałów Euro 2020, czy szpital, który mamy w kadrze obecnie. Naprawdę rzadki to przypadek, żeby aż sześciu (z Piotrem Zielińskim, który być może zdąży się wykurować na mecz z Anglią) powołanych graczy nabawiło się – od momentu ogłoszenia szerokiego składu do rozpoczęcia zgrupowania – kłopotów zdrowotnych. Tymczasem u nas końca nie widać, bo niepewne są jeszcze przecież występy Grzegorza Krychowiaka w najbliższych spotkaniach…
Gdyby zatem ktoś chciał nakręcić remake słynnego filmu „Pechowiec” powinien zrezygnować z castingu na rolę tytułową. Sousa spełnia bowiem wszystkie kryteria, a może nawet więcej… Tyle że sytuacja w naszej kadrze daleka jest od komedii. Po wiosennej części kwalifikacji MŚ’22 reprezentacja Polski zajmuje czwarte miejsce w grupie, wyprzedzając jedynie słabeuszy z Andory i San Marino. Aby zatem myśleć o zachowaniu szans na występ choćby w
barażach o udział w turnieju w Katarze, Biało-Czerwoni powinni we wrześniu punktować w każdym z trzech zaplanowanych spotkań. O ile jednak wygrana z Albanią jest koniecznością, a zwycięstwo nad San Marino obowiązkiem, to remis z Anglią – wydaje się marzeniem. I to marzeniem ściętej głowy, jak to kiedyś się mawiało. Zwłaszcza w sytuacji, gdy selekcjoner Sousa nie tylko boryka się z problemami personalnymi, ale i sprawia wrażenie gościa, który nie ma pomysłu, jak pomóc szczęściu. A nie ma – ponieważ nie odrobił pracy domowej.
Nie zamieszkał w Polce, nie przyjeżdżał na mecze PKO BP Ekstraklasy, nie poznał dostatecznie kandydatów do kadry z polskich klubów. W efekcie – obudził się z ręką nocniku. Dopiero przecież po zorganizowanej w południe konferencji prasowej, na której ogłaszał, iż kadra jest ostatecznie ustalona – a nawet przekonywał, że ma w składzie dostateczną liczbę środkowych pomocników, żeby w krótkim czasie rozegrać trzy spotkania – sięgnął po Bartosza Slisza z Legii i Damiana Szymańskiego z AEK Ateny. To dobrze, że nie upierał się przy błędnym rozwiązaniu, ale naprawdę zastanawia, dlaczego dopiero pod naporem pytań dziennikarzy postanowił jeszcze raz przemyśleć sytuację, w której znalazł się wraz z biało-czerwoną kadrą? Przecież niedobory ilościowe widoczne były gołym okiem. Zatem wręcz obowiązkiem selekcjonera i jego sztabowców były dodatkowe powołania. Żaden z zagranicznych szkoleniowców zaangażowanych wraz z Portugalczykiem nie dostrzegł jednak takiej konieczności przed spotkaniem z żurnalistami…
Czy powinniśmy się więc dziwić, że finały Euro 2020 Biało-Czerwoni przerżnęli z takim kretesem, skoro ludzie odpowiadający za kadrę nie ogarniają takich oczywistości? Pytanie wydaje się, niestety, retoryczne. Oprócz pecha i nieodrobionej pracy domowej można selekcjonerowi Sousie wytknąć jeszcze brak wyczucia. I to kompletny, szczególnie jeśli pod lupę weźmiemy reprezentacyjnych bramkarzy. Nie można przecież wykluczyć, że stawiając w sposób zdecydowany na Wojtka Szczęsnego, Portugalczyk przyczynił się do przyspieszenia decyzji o zakończeniu reprezentacyjnego etapu kariery przez Łukasza Fabiańskiego. Tymczasem golkiper Juve ma za sobą bardzo nieudane finały mistrzostw Europy i jeszcze gorszy początek sezonu w Serie A. Przed tygodniem Wojtek był głównym winowajcą utraty punktów przez Starą Damę, a w minionej kolejce nie uchronił zespołu przed porażką z Empoli. Nagrabił sobie tak bardzo u opiniotwórczych komentatorów z Turynu, że ci głośno wykrzykują, że nasz rodak nie jest – już, a w każdym razie w tym momencie – bramkarzem odpowiednim na poziom Juventusu.
I bez ogródek dodają, że powinien zostać odsunięty od gry. Zdaniem Giancarlo Padovana, komentatora serwisu calciomercato.com, po Szczęsnym ma być widoczne psychiczne zmęczenie, które powinno
skutkować – i to w najlepszym razie – posadzaniem na ławce. Gdyż dalsza gra w obecnym emocjonalnym stanie może skutkować wyłącznie pogłębieniem problemów z koncentracją. I w ogóle z mentalnym przygotowaniem do rywalizacji. Co na to selekcjoner Sousa? Czy na przekór wszelkim trudnościom postara się odbudować faworyta podczas zgrupowania, czy już nie zaryzykuje kolejnych wtop 31-letniego golkipera w starciu o punkty? Tego, oczywiście poza Portugalczykiem, nie wie nikt. Jedyne co jest powszechnie wiadome, to to, że Robert Lewandowski nawet znajdując się w życiowej formie – którą utrzymał od Euro – sam nam meczu nie wygra. Mniej powszechna wiedza jest natomiast taka, że nowy prezes PZPN Cezary Kulesza będzie wspierał pechowego Paula tylko czasu, kiedy zachowany szanse na awans przynajmniej do strefy barażowej…
Oczywiście, przede wszystkim w interesie Kuleszy i jego ekipy jest, żeby po wrześniowej turze kwalifikacji mistrzostw świata nie trzeba było dokonywać zmiany na stanowisku selekcjonera. Tylko, czy to w ogóle jest realne…