Dlaczego mocniej powinniśmy ściskać kciuki za Lewandowskiego?
A ludzie z firmy RL9 odpowiadający za PR zasłużyli na dwie…pały
Robert Lewandowski jest marką światową. Od kilku dobrych lat, ale jego pozycję w globalnej czołówce piłkarzy potwierdził tytuł Piłkarza Roku według FIFA przyznany w roku 2020. Po wygraniu przez Bayern Monachium Ligi Mistrzów nagród dla RL9 posypało się zresztą niczym z rogu obfitości, ale elektorzy nie zapomnieli o kapitanie reprezentacji Polski także i w tym roku. O ile jeszcze przy okazji mistrzostw świata w Rosji w roku 2018 Zbigniew Boniek zasadnie wbijał szpilkę Lewemu twierdząc, że po zakończeniu kariery liczy się przede wszystkim to, co zostaje w gablocie (a ta w domu Roberta była pełna statuetek głównie z Bundesligi i plebiscytu tygodnika „Piłka Nożna”), o tyle w niezwykle trudnym dla wszystkich okresie pandemii wszystko się zmieniło. Dla Roberta na korzyść, co jeszcze dobitniej świadczy o jego klasie, umiejętnościach, charakterze; słowem – o kunszcie. Nieoglądanym pod naszą szerokością nigdy wcześniej.
W tym roku Lewandowski ma już w kieszeni nagrodę Golden Boy przyznawaną przez magazyn „Tuttosport” i nominacje do Złotej Piłki „France Football” oraz do nagrody Piłkarza Roku 2021 FIFA. I nie jest bez szans na zgarnięcie prestiżowych statuetek, co w jego przypadku – a zapewnił to duet poprzednich menedżerów Roberta, czyli Cezary Kucharski – Maik Barthel – wiąże się z dodatkowymi gratyfikacjami. O ile mnie pamięć nie myli i źródła nie zawodzą – za każde z tak wielkich wyróżnień nasz rodak może liczyć na wypłatę dodatkowego miliona euro z kasy Bayernu.
Ściskając kciuki, żeby tak okrągła sumka (a nawet dwie) zasiliły konto kapitana reprezentacji Polski – szczerze i mocno, gdyż naprawdę wdzięczny jestem losowi, że przyszło mi z bliska obserwować erę Lewego – zastanawiam się też jednak, czy światowa marka RL9 powinna komunikować się z otoczeniem także zgodnie ze światowymi standardami. Czyli zupełnie inaczej niż podczas ostatniego kryzysu wizerunkowego, wywołanego dziwną i bardzo nierozsądną absencją Roberta w kwalifikacyjnym meczu z Węgrami, po którym Biało-Czerwoni wypadli z grona zespołów rozstawionych w półfinałowym barażu o mundial w Katarze.
Robert usiadł na ławce na Stadionie Narodowym, ale nie został wpisany do meczowego protokołu, nie mógł więc wesprzeć beznadziejnie grających z Madziarami młodszych kolegów. Ktoś, kto wpadł na pomysł spieszenia Lewandowskiego w tym meczu – a wszystko wskazuje, że był to selekcjoner Paulo Sousa – nie powinien nawet zostać zwolniony z piastowanej funkcji. Powinien, jak zwykł mawiać Jan Tomaszewski, zostać wypierd…Dyscyplinarnie! Podobnie zresztą jak autor późniejszego pokracznego oświadczenia podpisanego przez kapitana reprezentacji Polski, gdy frustracja kibiców zaczęła się obracać przeciwko Robertowi. Znaną – jak zakładam – wszystkim kibicom naszej drużyny narodowej treść trudno przecież określić nawet PR-owym bełkotem. A jakby tego było mało, nikt z otoczenia RL9 nie był w stanie wyciągnąć wniosków przed pierwszym wywiadem udzielonym przez napastnika Bayernu na tę okoliczność. W rozmowie z Mateuszem Borkiem, przed kamerami Viaplay, Lewy był jeszcze mniej wyrazisty niż na boisku w starciu z Augsburgiem; a zaprezentował się – podobnie jak cały Bayern – w sposób nieprzekonujący…
Ba, po piątkowej ligowej porażce Robert był zdenerwowany jak chyba nigdy wcześniej w tak zwanej sytuacji publicznej, niepewny, a nawet… nieskoordynowany. Nie panował nad nieskładnie poruszanymi ramionami, a także nad gramatyką. Co było zupełnie do niego niepodobne. O ile bowiem praktycznie od zawsze unikał „soczystych” wypowiedzi, o tyle zwykle wypowiadał się z dużą dbałością o język polski. Tym razem w przekazie Lewandowskiego dominował jednak chaos. Co jest świadectwem tego, że ludzie z jego najbliższego otoczenia – którym zapewne płaci godne pensje – nie odrobili pracy domowej. I zasłużyli na dwie – używając szkolnego slangu – pały. Za brak przygotowania pracodawcy do odpowiedzi na niewygodne pytania. A przede wszystkim za dopuszczenie nieprzygotowanego klienta przed kamerę. W efekcie – zamiast skorzystać z okazji do złagodzenia krytycznych ocen, Lewy jeszcze tylko dorzucił do pieca rozpalanego przez krytyków.
Tymczasem zarządzanie sytuacją kryzysową przez team RL9 jest problemem wcale nie tylko Roberta. Przecież teraz, kiedy odpadł atut własnego boiska w półfinałowym barażu o MŚ, jeszcze więcej będzie zależało od formy Lewandowskiego. OK., nasz kapitan całą tą niezdrową i zupełnie mu niepotrzebną sytuacją zapewnił sobie niejako z automatu podwójną motywację na kolejne kwalifikacyjne starcia, ale lepiej dla nas wszystkich byłoby, gdyby miał zapewniony komfort przygotowań do marcowych meczów. Dlatego jeszcze mocniej ściskam kciuki za to, aby dźwignął prestiżowe statuetki! Wiadomo przecież, że ich magia działa kojąco nie tylko na ego zdobywcy, ale też na wyobraźnię boiskowych przeciwników…
Co w żaden sposób nie zmieni jednak oceny pracowników firmy RL9 odpowiadających za działkę PR. Po ostatnich wpadkach Robert powinien rozejrzeć się za specjalistami z (naj)wyższej półki. Światowej. Stać go przecież. Nawet przed zainkasowaniem premii za nagrody przyznawane przez „France Football” i/lub FIFA…