Energa Gdańsk 3×3 w koszykówce. Marzenie o dream teamie
– Niestety wirus „dopadł” każdą dyscyplinę sportu. W środę (20 maja), FIBA podała komunikat, że kwalifikacje do igrzysk olimpijskich odbędą się dopiero w przyszłym roku. Do treningów natomiast możemy wrócić w czerwcu, będziemy zmuszeni jednak odbyć dwutygodniową kwarantannę – mówi “Legalnym Bukmacherom” Piotr Renkiel, trener zespołu Energa 3×3 Gdańsk i selekcjoner reprezentacji Polski w koszykówce 3×3.
Siatkarze, Włodarczyk, Kszczot z medalami? Nie zapominajmy o koszykarzach!
Gdyby ktoś obudził nas w nocy i zapytał z zaskoczenia: kto ma największe szanse na medal w Tokio z Polaków, to większość z nas, po krótkiej “wiązance” w kierunku swojego rozmówcy odnośnie nieodpowiedniej pory na takie wywody, umieściłaby w tej grupie z pewnością polskich siatkarzy, Anitę Włodarczyk i Adama Kszczota. Ale w nocy mamy prawo popełniać błędy. W dzień, po głębszej analizie, pomijanie naszych koszykarzy 3×3 w gronie potencjalnych kandydatów do medalu to błąd. Choć oczywiście znajdzie się i taka grupa, która stanowczo oznajmi: oni jeszcze do Tokio nie awansowali. Zgoda! Obowiązuje zasada: krok po kroku.
– Realnie patrząc, myślę, że nasze szanse na wyjazd do Tokio są bardzo duże. Pod względem sportowym na pewno jesteśmy w stanie to zrobić. Pamiętajmy jednak, że to jest tylko sport. Mecz trwa zaledwie 10 minut, więc tutaj każdy rzut jest szalenie ważny. I może być tak, że dobra dyspozycja dnia da nam awans. Tak po prostu. Mam nadzieję, że uda nam się dobrze przygotować do turnieju pod kątem fizycznym, ale też, że będziemy w dobrej dyspozycji rzutowej, co ma bardzo duże znaczenie – mówi nam Przemysław Zamojski.
Jak wiadomo, sportowcy liczbami operować nie lubią. Bukmacherzy chętnie to robią. Ale z popularnego “Zamoja” coś wyciągnąć się dało. – Może powiem tak, jak to się zwykle mawia – szanse są 50 na 50 – ucina Zamojski.
Koszykówka 3×3 – ci, którzy jeszcze nie znają, powinni nadrobić zaległości
Większość z nas koszykówkę kojarzy z parkietem, dziesięcioma zawodnikami na boisku, którzy biegają od kosza do kosza. Koszykówka w wydaniu 3×3 jest nieco inna. Mówiąc w największym skrócie – na boisku jednocześnie przebywa sześciu zawodników (po trzech w każdej drużynie) i każdy z nich punkty zdobywa do tego samego kosza. Jest żywiołowo i widowiskowo. I co ważne – za sprawą naszych koszykarzy – reprezentacja Polski 3×3 wychodzi z cienia pierwszej kadry i przestaje być anonimowa – tłumaczy nam Paweł Pawłowski, zawodnik klubu Energa 3×3 Gdańsk i reprezentant Polski.
– To się zmienia z roku na rok. Coraz więcej Polaków wie, że koszykarze 3×3 walczą o udział w igrzyskach olimpijskich. Zeszłoroczny, historyczny brązowy medal mistrzostw świata w Amsterdamie rozpoczął naszą drogę ku igrzyskom. Pokazują nas media, a co za tym idzie koszykówka 3×3 dociera do szerszej publiczności. Wciąż klasyczna odmiana jest bardziej popularna, jednakże w przypadku awansu do Tokio, ta bardziej widowiskowa odmiana może zacząć jej zagrażać – mówi Renkiel. I od razu szybko dodaje: Moim marzeniem jest stworzenie zawodowej ligi z relacją w telewizji. 3×3 jest dynamiczne, szybkie i w krótkim czasie dzieje się tak wiele, że trudno się nudzić, oglądając 10-minutowy mecz.
A nikt przecież nie lubi się nudzić ani na trybunach, ani też przed telewizorem. Gdyby powiedzieć, że tradycyjna koszykówka czasami bywa nudna, zapewne znalazłoby się grono osób, które stanowczo by zaprotestowało. Może zatem spróbujmy rzecz ująć nieco inaczej – tradycyjna koszykówka i ta w wydaniu 3×3 to dwa różne światy. Przynajmniej na poziomie zawodowym, a nie podwórkowym. I nie mamy bynajmniej na celu obrazić kogoś, kto twierdzi, że koszykówka w hali, na ulicy, na piasku czy betonie, 3×3 czy 5×5, to dalej ten sam sport.
– Koszykówka 3×3 to inna dyscyplina niż tradycyjna odmiana 5×5. Porównując trochę siatkówkę plażową oraz regularną na hali, są tu zupełnie inne zasady gry – tłumaczy nam Paweł Pawłowski, z Energa Gdańsk 3×3. – W mojej opinii wygląda to teraz tak, że trzeba rzucić 21 punktów, zanim przeciwnik to zrobi. Ofensywa zdecydowanie wygrywa nad obroną i skuteczność rzutów za dwa punkty jest decydująca w 3×3. Potrzeba trochę czasu, żeby się zaadoptować do 3×3, i nie każdy grający w 5×5 się do tego nadaje. Przede wszystkim pozwala się na bardziej kontaktową grę, jest bardziej dynamicznie i trzeba podejmować szybkie decyzje. Kluczowe jest przygotowanie fizyczne, szczególnie w końcówkach meczów, kiedy zmęczenie jest już duże i wtedy głowa i twardy charakter daje zwycięstwo – dopowiada.
A co z rolą trenera? Mawiają, że ta jest marginalna
Rozpoczynamy mecz 3×3. Na boisku widać zawodników, ale niekoniecznie… trenera. Nie podpowiada. Dlaczego? Bo nie może. Takie są zasady. Ktoś zatem powie – rola trenera jest marginalna. Po co w zasadzie takiej drużynie szkoleniowiec? Błąd! Trener, wbrew temu, co widać na pierwszym planie, odgrywa wręcz kluczową rolę w zespole.
– W 3×3, przy sukcesie na podium, brakuje sztabu trenerskiego. Wszyscy widzą czterech zawodników odbierających medale – zaczyna nieco z rozczarowaniem w głosie Renkiel. Ale już za chwilę rozpoczyna lekcję. – Jak w większości sportów zespołowych trener wraz ze sztabem musi wyselekcjonować skład, zaplanować akcje szkoleniowe oraz starty przed turniejami mistrzowskimi, ułożyć taktykę, przygotować drużynę motorycznie oraz przeprowadzić skauting przeciwników, zadbać o regenerację i prewencję przed urazami. Czym to się różni od klasycznej odmiany koszykówki? Podczas meczu nie mogę przeprowadzać zmian oraz dyktować zagrywek zawodnikom, jednak muszę ich przygotować do każdego meczu, aby wykonywali przyjęte założenia – dodaje.
Czy jednak na pewno trener nie ma wpływu na to, co jego zawodnicy robią na boisku w trakcie meczu? I tu Renkiel puszcza “oczko”.
– Mimo zakazu coachingu potrafię się z nimi komunikować – oznajmia. – Z boku często łatwiej zauważyć, co może pomóc w odniesieniu wygranej. Brak trenera przy strefie zmian to jedna z ważniejszych różnic pomiędzy koszykówką klasyczną, a 3×3. Dzięki temu zawodnicy biorą większą odpowiedzialność za to, co się dzieje na boisku. To ważna cecha dla sportowca, której można się nauczyć grając w 3×3. Po turnieju następuje analiza, wyciąganie wniosków i zakładanie kolejnych celów przed daną drużyną. Trener bierze odpowiedzialność za każdą decyzję wykonaną przez zawodnika. W końcu to on go wybrał do składu i przygotował do meczu. Myślę, że wystarczająco zdementowałem tych, którzy zakładają, że to wyłącznie freestyle – dodaje szkoleniowiec Energa Gdańsk 3×3.
Wybrańcy Renkiela. To jest Drużyna przez duże D
Przemysław Zamojski, Paweł Pawłowski, i trener Piotr Renkiel – tych panów już wymieniliśmy. Ale grono, które cieszy nas swoimi występami, jest znacznie większe. W szerokiej kadrze znajduje się aż 27 koszykarzy. Trzon stanowią jednak, poza wymienionymi, Michael Hicks i Marcin Sroka. Ponadto, trudno wyobrazić sobie ten zespół bez zawodników, którzy zajęli czwarte miejsce podczas ubiegłorocznych II Igrzysk Europejskich z Mińska: Mariusz Konopatzki, Wojciech Pisarczyk, Michał Wojtyński i Maciej Adamkiewicz oraz aktualnych mistrzów Polski 3×3: Marcin Chudy, Łukasz Diduszko i Marcin Zarzeczny. Skoro już wyróżniamy, to na uwagę zasługują też Szymon Rduch i Piotr Niedźwiedzki oraz ubiegłoroczni kadrowicze U-23 3×3 mężczyzn – Łukasz Frąckiewicz, Daniel Gołębiowski i Michał Samsonowicz. Oczywiście każdy z wymienionych w kartach historii polskiej koszykówki 3×3 zapisze się w mniejszym lub większym stopniu. Ale każdy z nich też tworzy Drużynę przez duże D, z charakterem.
Naszą kadrę charakteryzuje jednak coś jeszcze, poza charakterem i duchem walki. To doświadczenie. Niech będzie, że tym razem, może trochę mało profesjonalnie, spłycimy je do wieku. Wierzyć nam można jednak na słowo, że w parze z tym doświadczeniem idzie nie tylko wiek, ale też lata spędzone na parkietach, w różnych rolach, z bagażem sukcesów. Paweł Pawłowski – 38 lat, Michael Hicks – 36 lat, Przemysław Zamojski – 33 lata, Marcin Sroka – 39 lat. No właśnie – i tu rodzi się pytanie – czy doświadczenie/wiek bardziej tu pomaga czy jednak trochę też przeszkadza choćby ze względu na dynamikę meczów?
– Doświadczenie to na pewno nasz duży atut – od razu zaznacza Pawłowski. – Udowodniliśmy już niejednokrotnie, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Staramy się wykorzystywać te lata grania na boisku, aby zwieść przeciwnika, ale też gramy szybko i widowiskowo.
Dynamika, widowiskowość, nuta szaleństwa – przepis na sukces
Mówiąc żargonem – my, fani, lubimy, gdy na boisku się dzieje. I zawsze mamy też swoich ulubieńców. A do takich często należą sportowcy, w których krwi płynie odrobina szaleństwa. Ci, którzy choć trochę śledzą rozgrywki w Polskiej Lidze Koszykówki, mogą już domyślać się, o kim mowa. Michael Hicks – koszykarz nieokiełznany, czasem nad wyraz ekspresyjny, ale jednocześnie pałający wciąż tą samą, niemalże młodzieńczą, miłością do koszykówki. Ulubieniec publiczności, którego doping uskrzydla. I parafrazując powiedzenie: czuć się jak ryba w wodzie, można by rzecz – czuć się jak Mike, na boisku 3×3.
– To bardzo dobre porównanie. Grając w 3×3 czuję się jak ryba w wodzie (śmiech). Czuję się wolny. Ta gra daje mi mnóstwo radości, a emocje z tym związane – to jest po prostu niesamowite – mówi z entuzjazmem “Money in the bank” (tak wołają na niego koledzy).
Hicks lubi na boisku wolność. Koszykówka 3×3 zdecydowanie mniej go ogranicza, niż ta w tradycyjnym wydaniu. On po prostu uwielbia rzucać, być przy piłce. A to wcale nie takie oczywiste. W Polsce nie brakuje zawodników-pracusiów, którzy są od tak zwanej czarnej roboty. Bronią, stawiają zasłony, blokują, podają – to jest ich żywioł. Ale nie Mike’a.
– Nie czuję żadnej presji. Nie zastanawiam się, czy trafię czy nie, ponieważ oddaję mnóstwo specyficznych rzutów każdego dnia. Dla innych niektóre z nich mogą się wydawać trudne lub szalone, dla mnie to rutynowe rzuty – tłumaczy.
Koszykówka 3×3 – oni to po prostu kochają!
Rutyna ma swoje plusy i minusy. Jak wszystko. Ale tu pojawia się jeszcze inny element – miłość do koszykówki. Może na początku swojej kariery Hicks i spółka nie byli jeszcze pewni, czy wybrali dobrą drogę, ale dziś te wątpliwości zostały rozwiane niczym czarne chmury. Choć w niektórych przypadkach serce ich jest rozdarte.
– 5×5 czy 3×3 – co wybieram, jak już muszę? Bardzo trudne pytanie, bo kocham grać w 5 na 5, ale 3×3 jest inne. W 3×3 masz dużo większy wpływ na grę i możesz pokazać swoje wszystkie koszykarskie umiejętności w przeciągu tylko 10 minut. Dlatego… wybieram 3×3! – mówi ze szczerością Mike.
W koszykówce 3×3 najwyraźniej kryje się coś w rodzaju magnesu. Zadziałał on też na “Zamoja”, który, jak się okazuje, trochę obawiał się tego przyciągania.
– Prawdę powiedziawszy, na grę w kadrze namówili mnie koledzy, którzy robili do mnie podchody od kilku lat. Na pewno tej decyzji nie żałuję. Dla mnie to jest świetna przygoda, coś nowego. Mam nadzieję, że będzie trwała tak długo, jak zdrowie mi na to pozwoli – dodał Zamojski.
Nam, kibicom, pozostaje zatem mocno trzymać kciuki za nasz “polski dream team”. Ktoś powie – nadużycie, “dream team” był tylko jeden i to pojęcie zarezerwowane jest dla reprezentacji Stanów Zjednoczonych, gdzie koszykówka nie jest sportem, a religią. Zgoda. A zatem inaczej – panowie, pracujcie, bo legendy się nie rodzą, legendy powstają. I nikt Wam nie odbierze prawa, by do annałów polskiej koszykówki się wpisać.