W polskim futbolu przyszło nowe, ale odżywają też stare pomysły
Łączy nas piłka, a dzieli selekcjoner? Dziwne wybory Paulo Sousy…
W polskim futbolu wreszcie przyszło nowe. Maciej Mateńko, wiceprezes ds. szkolenia PZPN, zdążył nie tylko ogłosić, ale i wdrożyć nowelę, wedle której najmłodsze dzieciaki grają już w piłkę nie licząc goli. A co za tym idzie – także bez sporządzania ligowych tabel. W założeniu dla fanu, mając możliwość rozwijania kreatywności, a nie podporządkowując wszystko punktomanii. Co prawda nie ogłoszono jeszcze konkretnie co w zamian, i jak teraz ma dokładnie wyglądać zabawa w futbol – żeby przy okazji turniejów, które mają zastąpić ligi oswajać narybek z presją towarzyszącą rywalizacji – ale zdaje się, że nastąpi to lada dzień. W każdym razie właśnie taki ruch był oczekiwany przez środowisko i został ciepło odebrany. Choć nie przez wszystkich. Zwolennicy starego, Bońkowego, porządku podobno tu i ówdzie protestowali, w kuluarach można usłyszeć, że celował w tym zwłaszcza baron z Pomorza, skoro jednak ta opcja przegrała z kretesem w sierpniowych wyborach – musieli dostosować się do woli zwycięskiej większości.
Zmiany widoczne są także na Mazowszu. Okazało się, że można – przyciągając do współpracy marszałka województwa oraz stołeczny magistrat – wypracować porozumienie, na mocy którego przez najbliższe lata finał
Pucharu Polski na szczeblu regionalnym będzie miał stałą arenę. I godną oprawę. A kluby ekstraklasowe z tego terenu – oprócz mistrzowskiej Legii, są także płocka Wisła i Radomiak – zdecydowały się na współdziałanie w szeroko pojętym szkoleniu. W pierwszej kolejności – szkoleniu trenerów. Jeśli jakiś szkoleniowiec z Mazowsza zechce odbyć staż w najwyższej lidze – i zostanie zakwalifikowany przez właściwą komisję działającą w MZPN – będzie mógł to nie tylko zrobić bez przeszkód, ale jeszcze dostanie dofinansowanie ze związku zarządzanego przez Sławomira Pietrzyka! Mało tego, właściciel Legii Dariusz Mioduski zadeklarował, że w kwestiach związanych ze szkoleniem i prowadzeniem akademii Radomiak i Nafciarze będą mogli korzystać z know-how mistrzów Polski. Pod warunkiem, że pozyskaną wiedzą będą dzielić się z mniejszymi klubami. Słowem – jeśli się tylko chce, to naprawdę można!
Oczywiście, pozostaje pytanie, jak w praktyce będzie wyglądało tworzenie mazowieckiej piramidy, i czy na przykład Legia będzie miała prawo pierwszeństwa w pozyskiwaniu zawodników z Płocka i Radomia? Mioduski przypomniał, że wcale nie tak dawno proponował wspólne wypromowanie Szymona Żurkowskiego Górnikowi Zabrze. To znaczy chciał, żeby ówczesny młodzieżowy reprezentant Polski – zanim wyjedzie do silniejszej ligi – dojrzał grając przy Łazienkowskiej. I dzięki temu z jednej strony był lepiej przygotowany do wymogów na przykład Serie A, z drugiej zaś – więcej warty na rynku transferowym. Właściciel Legii przekonywał, że na takim rozwiązaniu skorzystaliby wszyscy, na czele z zawodnikiem, który – jak pokazały losy „Zupy” – wyjeżdżając z Polski nie był właściwie przygotowany do podjęcia rywalizacji w Italii. I ponowił pomysł, aby na Mazowszu wypracować mechanizm, dzięki któremu taka transferowa współpraca byłaby możliwa. – Nie mówię nie, chętnie poznam szczegóły ewentualnego projektu –
zadeklarował prezes Wisły, Tomasz Marzec. – Jeśli miałoby to być korzystane dla wszystkich stron, warto podyskutować…
Pytanie zatem, z kim dyskutuje Paulo Sousa, który ponownie zaskoczył powołaniami do reprezentacji Polski? Na październikowe mecze nie zaprosił Sebastiana Szymańskiego, który ma solidne statystyki w rosyjskiej Premier
Lidze oraz zbierającego dobre recenzje w Lechu Poznań Jakuba Kamińskiego, widzi natomiast miejsce w biało-czerwonej kadrze dla Nicoli Zalewskiego, Arkadiusza Recy, Przemysława Płachety, czy Krzysztofa Piątka, których liczby – przede wszystkim ta dotycząca minut spędzonych na boisku w klubach – z różnych powodów nie bronią. OK., nawet jeśli Szymański często w ostatnim okresie miewa (drobne) kłopoty zdrowotne, to przecież Piątek dopiero wraca do pełni sił i formy po kontuzji, której doznał przed finałami Euro 2020. Z kolei Kamiński blado wypadł w debiucie, co jednak nie oznacza, że trema zjadałaby skrzydłowego Lecha w kolejnych podejściach do drużyny
narodowej… Dlatego chciałbym usłyszeć klarowne argumenty w jakich elementach – dla selekcjonera Sousy – ustępuje w tym momencie Płachecie, Recy czy Zalewskiemu?
Gdy patrzy się z boku wydaje się bowiem, że gracz Kolejorza w co najmniej równym stopniu zasługuje na to, aby być budowanym przez trenera reprezentacji. Zwłaszcza jeśli jest to przygotowanie nie na dziś, i nawet nie na jutro – a przecież w przypadku Zalewskiego nie może być o tym mowy – tylko na pojutrze. Osobne wątpliwości dotyczą niechęci do Mateusza Wieteski. Stoper Legii znajduje się w rytmie meczowym, i ma za sobą udane występy nie
tylko w kwalifikacjach europejskich pucharów, ale i w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Europy. Został zresztą pozytywnie zweryfikowany już wcześniej – w kadrze młodzieżowej – a ostatnio wpadł w oko skautom Schalke 04 Gelsenkirchen. Tymczasem dziwnym trafem do kadry Sousy wciąż ma daleko. Paulo, dlaczego?! Do wyborów w PZPN dość popularne było hasło: Łączy nas piłka, a dzieli nas prezes. Oby zatem teraz nie zmodyfikowane zostało w ten sposób, że osobą dzielącą środowisko jest selekcjoner (z nadania poprzedniego prezesa)…
Oby!