Porażka Lewandowskiego w wyścigu po Złotą Piłkę to dowód na… niekompetencję elektorów

Uwaga, Rosja! Pytanie, czy wszystko odbędzie się w duchu fair play?

Za nami słodko-gorzka dla Roberta Lewandowskiego gala Złotej Piłki w teatrze Chatelet. Choć kapitan reprezentacji Polski był najlepszym piłkarzem świata w roku 2020, gdy redakcja magazynu „France Football” nie zorganizowała plebiscytu (usprawiedliwiając się pandemią), a przed wakacjami rozprawił się najbardziej niewiarygodnym strzeleckim rekordem Bundesligi Gerda Muellera i generalnie ponownie zmiażdżył konkurencję statystykami, tym razem musiał zadowolić się drugim miejscem. Akurat w przypadku RL9 to lokata dla pierwszego przegranego, nawet jeśli taki as jak goleador Bayernu Monachium plasuje się za plecami wielkiego Leo Messiego. Co prawda, do drugiej pozycji „FF” dorzucił jeszcze nagrodę pocieszenia – dla najlepszego napastnika – ale to chyba jedynie spotęgowało rozgoryczenie Roberta. I trudno, żeby było inaczej, skoro chyba nawet nagrodzony główną statuetką Argentyńczyk czuł się na tyle niezręcznie, że w przemówieniu końcowym kategorycznie stwierdził, iż Polak także powinien mieć Złotą Piłkę…

Złota piłka

Messiemu trzeba oddać, że umiał się zachować, co jednak nie zwróci lauru Lewandowskiemu. Dwa fantastyczne lata RL9, masa pobitych rekordów, kosmiczne statystyki – to wszystko nie wystarczyło jednak, żeby przekonać elektorów. Robert, tuż po odebraniu nagrody pocieszenia, z klasą dał do zrozumienia w wywiadzie dla TVP, że choć zrobił wszystko, co było w jego mocy, to nie będzie mógł zaprezentować w foyer teatru Chatelet Złotej Piłki. I to jest miarą galaktycznego poziomu zawodników z czołówki plebiscytu „France Football”. A mnie się wydaje, że za dużo – i to zdecydowanie – było w przemówieniu naszego kapitana kurtuazji. Jeśli bowiem to dowód na cokolwiek, to przede wszystkim na niekompetencję elektorów wybierających najlepszego piłkarza świata. Ewentualnie – na
niedoskonałość formuły, która premiuje uznane nazwiska w oderwaniu od rzeczywistych zasług i dokonań ostatniego roku.

Dlatego nikt mi nie wmówi, że Lewandowski powinien się cieszyć z historycznego osiągnięcia, ponieważ tak wysoko w plebiscycie Złotej Piłki przed nim nie uplasował się żaden Polak. Bo cóż to za frajda, że przebił osiągnięcie Kazimierza Deyny i Zbigniewa Bońka, skoro nie zdołał przekonać jury, że w minionych miesiącach był lepszy od Messiego? A był, co niezbicie potwierdzają liczby, a zatem wskaźniki obiektywne. Otóż – żadna to frajda. Cóż, prawda jest taka, że tym razem Złotą Piłkę odebrał zawodnik, który najlepiej grał w Copa America, a nie ten, który był najlepszy przez cały rok. Szkoda. Tym większa, że niesprawiedliwość dotknęła naszego rodaka…

***

Od piątku wszyscy zadajemy sobie pytanie, czy los sprzyjał polskim piłkarzom wskazując jako rywala w półfinale baraży o mundial w Katarze reprezentację Rosji. Odpowiedź poznamy oczywiście dopiero 24 marca, ale generalnie – można było trafić gorzej. Zwłaszcza po zupełnie niezrozumiałym zlekceważeniu Węgrów w ostatniej serii kwalifikacji grupowych. Analizując szanse Biało-Czerwonych na awans do finałów MŚ, warto jednak z góry zrobić dwa zastrzeżenia.

Po pierwsze ؘ- Rosjanie nieprzypadkowo będą gospodarzem tej dogrywki. A po drugie – w tym momencie wszyscy, a już zwłaszcza Paulo Sousa i jego sztabowcy, powinni koncentrować się wyłącznie na rywalizacji ze Sborną. Zresztą, w wypowiedziach opinionistów także wskazana byłaby wstrzemięźliwość w typowaniu, czy Szwecja byłaby bardziej wygodnym przeciwnikiem od Czech; lub na odwrót. Gdyż liczyć powinien się – jak zwykł mawiać Adam Małysz – tylko najbliższy skok (mecz). Zaś całą resztę najlepiej… przegryźć w tym momencie bułką z bananem.

Rosja Stanisława Czerczesowa – wszystko co najlepsze zaprezentowała na mundialu w roku 2018. Potem zgasła, ale dziś to już Sborna Walerija Karpina. Czyli – bodaj – najbardziej europejskiego piłkarza-trenera z kraju naszego rywala. Facet jako zawodnik dał sobie radę w Hiszpanii, spróbował tam również sił jako szkoleniowiec, a ostatnio – uporządkował grę reprezentacji swego kraju. Z dużym respektem po losowaniu wypowiadał się o sile Biało-Czerwonych, co także należy zapisać mu na plus. Gdzie zatem powinniśmy szukać polskich przewag?

Oczywiście, na pewno nie w historii, choć bilans meczów z Rosją (nie mylić z ZSRR, bo było to zupełnie inne państwo i inny zespół) wcale nie jest zły. Ba, jest idealnie remisowy, nawet biorąc pod uwagę bramki (raz wygraliśmy my, raz oni, trzy razy zremisowaliśmy). Tyle że jedyne poważne spotkanie rozegraliśmy już 9 lat temu – w Euro 2012 Gdy kariera Lewandowskiego znajdowała się na zupełnie innym etapie. Teraz to najlepszy goleador na świecie, i piłkarzy z jego półki próżno szukać w ekipie Karpina. Zresztą w ogóle reprezentacje Polski i Rosji mają odwrócone proporcje. To znaczy, tylko kilku reprezentantów Sbornej na co dzień gra poza Rosją, podczas gdy jedynie paru naszych kadrowiczów występuje w tamtejszej Premier Lidze; natomiast reszta wybrańców Paulo Sousy – w poważnych rozgrywkach za zachodzie Europy.

Wbrew pozorom, ma to niebagatelne znaczenie. O ile bowiem kluby naszych zawodników (nie licząc oczywiście Grzegorza Krychowiaka, Macieja Rybusa i ewentualnie Sebastiana Szymańskiego) pod koniec marca będą w pełni sezonu, o tyle Rosjanie będą mieli za sobą dopiero miesiąc gry w roku 2022. Na dodatek raczej w trudnych warunkach, niewykluczone, że przy padającym śniegu i dużym mrozie. Trudno będzie zatem gospodarzom barażowej potyczki o szczytową formę; w każdym razie nie powinni być jeszcze maksymalnie rozpędzeni. Tymczasem, jak mieliśmy okazję przekonać się w niedawno w Kijowie przy okazji meczu Bayernu Monachium w Lidze Mistrzów, Lewandowski świetnie odnajduje się nawet w zimowej scenerii. Ewentualna niesprzyjająca aura nie powinna więc spowolnić naszego kapitana, a tym samym – nie powinna faworyzować miejscowych. A skoro Biało-Czerwoni plasują się w rankingu FIFA siedem pozycji przed Rosjanami, to jest też namacalny dowód, że w piłkę gorzej od nich nie grają.

Na koniec dnia warto jednak pamiętać, że to… Rosja. Czyli kraj, który w dalszym ciągu mocno stawia na propagandę, a sport uczynił głównym jej orężem. Dyktatura Putina wydała miliardy dolarów na organizację zimowych igrzysk w Soczi i na piłkarski mundial w 2018 roku, podpierając niezdrowe zapędy do wygrywania jedną z największych w historii dopingową aferą. Jak zatem zostaną przyjęci i potraktowani w Moskwie nasi piłkarze? Cóż, prawda jest taka, że na wiele trzeba być przygotowanym na terenie przeciwnika. I do Rosji zabrać z kraju wszystko, łącznie z wodą pitną, a nie tylko paszporty covidowe i zrobione na Okęciu przed odlotem testy na obecność koronawirusa. Bo to może być walka, która rozegra się nie tylko na boisku. Oczywiście, nie wykluczam, że przesadzam z ostrożnością. Nikt jednak nie może dać gwarancji, iż w państwie, które znane jest ze sportowych machlojek wszystko odbędzie się w duchu fair play…

Adam Godlewski

Dziennikarz sportowy, specjalizujący się tematyce piłkarskiej. Zawodu uczył się w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie przez prawie dekadę zapracował na miano jednego z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych reporterów w swojej branży. Przez niemal 15 lat zarządzał tygodnikiem „Piłka Nożna”. Po drodze ekspert m.in. TVP, Canal+, Orange Sport, WP, radiowej Trójki, a obecnie redaktor naczelny "Sportowy24". Autor książki „Spowiedź Fryzjera”. Współautor wspomnień „Od Piechniczka, do Piechniczka”, „Pęknięty Widzew” i „Gwiazdy Białej Gwiazdy”. Dwukrotnie uhonorowany – przez piłkarzy polskiej ekstraklasy – Oscarem dla Najlepszego Dziennikarza Prasowego piszącego o futbolu w Polsce. Na naszych łapach pisze felietony z cyklu “Krótka piłka” oraz artykuły na mecze polskiej kadry.