Czy polskim piłkarzom grozi motoryczna katastrofa na Euro?

Naukowiec grzmi, że wybór turniejowej bazy w Sopocie to błąd

Rozpoczęło się zgrupowanie reprezentacji Polski przed przesuniętymi finałami Euro 2020. Będzie przebiegać pod znakiem kosmicznego strzeleckiego rekordu Roberta Lewandowskiego, który w sobotę na zakończenie rozgrywek
Bundesligi wprawił nie tylko siebie w znakomity nastrój. 41 goli to najlepszy od niemal pół wieku rezultat w Niemczech i – zdecydowanie – najlepszy w tym roku w Europie. To wynik historyczny, galaktyczny, trudny do opisania jednym epitetem. A jeśli do tego dodamy dwucyfrowy dorobek Arka Milika (łącznie z Pucharem Francji) w tegorocznej części rywalizacji w barwach Olympique Marsylia, wyjdzie na to, że o formę napastników Paulo Sousa nie musi się martwić. Jeśli więc Portugalczyk znajdzie miejsce dla obydwu naszych goleadorów w wyjściowym składzie, a przede wszystkim będzie miał pomysł na dostarczanie im piłek, możemy być groźni jak nigdy. O ile
oczywiście uda się nawiązać do skutecznej gry w kwalifikacjach, w których biało-czerwoni, jeszcze pod wodzą Jerzego Brzęczka, stracili tylko pięć goli na dystansie 10 spotkań.

profesor Jan Chmura

Podstawy do optymizmu są więcej niż solidne, również z uwagi na meldunki dotyczące stanu zdrowia powołanych zawodników. Łukasz Fabiański od początku zgrupowania w Opalenicy będzie mógł uczestniczyć w zajęciach, a
jak powszechnie wiadomo – golkiper West Hamu jest najrówniej broniącym Polakiem. OK., może nie stać go na tak spektakularne interwencje jak Wojtka Szczęsnego w najwyższej formie, ale unika także wpadek. Jest stabilny i od lat nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Co portugalski selekcjoner, niezależnie od podszeptów z boku, powinien wziąć pod uwagę. Wbrew ogłoszonym decyzjom, rywalizacja o miejsce między słupkami nie powinna być rozstrzygnięta z góry. Przeciwnie, właśnie najbliższe dni treningowe, a także sprawdziany z Rosją i Islandią, dadzą odpowiedź, który z bramkarzy jest w wyższej dyspozycji. I daje większe gwarancje w perspektywie finałów Euro. Nie wyobrażam sobie innego podejścia Sousy i jego współpracowników, którzy w marcowej sesji kwalifikacji mistrzostw świata popełnili wiele personalnych pomyłek. Zbyt wiele.

Czasu na wyciągnięcie właściwych wniosków było na szczęście sporo, więc możemy mieć nadzieję, że Portugalczyk nie zmarnował minionych tygodni. Osobiście mogę jedynie panu Paulo doradzić, aby bezkrytycznie nie polegał na radach ustępującego prezesa PZPN, gdyż – jak powszechnie wiadomo – żaden to przecież szkoleniowiec ze Zbigniewa Bońka. Generalnie kibicom pozostaje ściskać kciuki, aby niczego nie udało się… spieprzyć podczas przygotowań. Wiele bowiem wskazuje, że wybór bazy turniejowej nad polskim Bałtykiem był co najmniej niefortunny. Takiego zdania jest w każdym razie profesor Jan Chmura, najwybitniejszy fizjolog działający obecnie w polskim futbolu. Naukowiec zastrzega, że jest wielkim fanem reprezentacji Polski, i życzy naszej drużynie narodowej wyłącznie dobrze. Dlatego właśnie dzieli się w przestrzeni publicznej wątpliwościami, które go nurtują. Co prawda nie artykułuje tego wprost, ale z przemyśleń akademika jasno wynika, że PZPN po raz kolejny pokpił sprawę w kwestii doboru miejsca pobytowego w trakcie przesuniętych finałów Euro 2020.

Zresztą, oddaję głos profesorowi Chmurze:
– Najnowsze badania dowodzą, że baza powinna znajdować się w klimacie jak najbardziej zbliżonym do warunków meczowych, bo tylko w takiej sytuacji zdolności wysiłkowe zawodników będą optymalne. Niestety, nikt nie wyciągnął wniosków z błędów popełnionych przez ekipę Jerzego Engela w Korei. Przed trzema laty w Soczi, podczas mistrzostw świata, reprezentacja Polski – praktycznie jako jedyny uczestnik turnieju – zamieszkała w Rosji w innym klimacie niż miała zaplanowane mecze. W efekcie, po liczących kilka tysięcy kilometrów podróżach, prezentowała się słabo pod względem motorycznym. Wygląda na to, że w PZPN nie ma wyspecjalizowanej komórki, z odpowiednio wyedukowanymi fachowcami, która potrafi wyciągnąć właściwe wnioski w tym zakresie. Prawda jest zresztą taka, że nikt w związku nie wyciąga żadnych wniosków, o czym świadczy wybór bazy w Polsce przed spotkaniami, które biało-czerwoni mają rozegrać w Sankt Petersburgu i Sewilli – twierdzi naukowiec.

I kontynuuje: – Mam świadomość, że w ostatnim momencie zmieniono lokalizacje meczów, a skala trudności była wysoka zanim przypisano nas do dwóch tak skrajnie różnych pod względem klimatycznym i bardzo odległych od siebie miast. Trzeba jednak pamiętać, że za piłkarzami jest bardzo wyczerpujący, trudniejszy od wcześniejszych – naznaczony covidem – sezon. Zatem należy zakładać, że uda się ich organizmy zregenerować podczas przygotowań do wysokości piątego, a nie – jak wcześniej bywało – ósmego piętra; przy czym za formę startową uważam piętro dziesiąte. Właśnie dlatego tak istotny jest wybór właściwej bazy wypadowej. Uważam bowiem, że optymalny z punktu widzenia regeneracji i zdolności wysiłkowych zawodników byłby wybór hotelu w Sankt Petersburgu. I jeśli mecz rozgrywamy 19 czerwca w gorącym klimacie, to nasz zespół powinien znaleźć się po pomeczowej odnowie, najpóźniej 20 czerwca z powrotem w Rosji. I przygotowywać się już na miejscu do spotkania ze Szwecją.

– Średnia temperatur w Sewilli przekracza 30 stopni Celsjusza w tym okresie, natomiast w Petersburgu nie sięga 17. To olbrzymia różnica, dlatego wybrane przez PZPN rozwiązanie na pewno nie jest optymalne – dodaje Chmura. – Co więcej, może skutkować motoryczną zadyszką. Owszem, istnieją teorie, wedle których do zupełnie odmiennych realiów pogodowych można aklimatyzować się metodą uderzeniową, czyli przylecieć na mecz w jego przeddzień, ale sprawdzają się jedynie w przypadku jednego spotkania. Nie zaś kilkumeczowego turnieju. A patrząc choćby na grę Bartosza Bereszyńskiego w ostatnich miesiącach, który przeszedł infekcję SARS- coV-2 – gorszą niż przed zarażeniem – trudno oprzeć się refleksji, że mądra polityka PZPN w tym zakresie jest wręcz niezbędna do właściwego przygotowania piłkarzy do warunków meczowych. Niestety, zamiast rozwiązania, które dyktuje rozsądek – i wyniki badań, opublikowanych także przez mój zespół w zachodnich periodykach po finałach MŚ w Rosji – ponownie ograniczamy szanse naszego zespołu jeszcze przed startem Euro. A już z pewnością nie optymalizujemy ich. 

Cóż, wychodzi na to, że decyzja o wyborze bazy w Sopocie – być może dobra z punktu widzenia polskich kibiców, a zatem i departamentu PR, a także księgowego PZPN – nie jest najlepsza dla piłkarzy. Jeśli taką opinię wygłasza ceniony i uznany również na zachodzie Europy naukowiec, a w zasadzie to grzmi o pomyłce ludzi ze związku, to z całą pewnością wybrane wyjście nie jest dobre. Przypomnę tylko, że w 2018 roku Chmura zwracał uwagę, że wybór położonego w ciepłym i wilgotnym klimacie Soczi – podczas gdy mecze biało-czerwoni rozgrywali w zupełnie innych warunkach w Moskwie, Kazaniu i Wołgogradzie – ociera się o absurd. Gdyż tak naprawdę na każdy z grupowych meczów biało-czerwoni powinni byli latać co najmniej 72 godziny wcześniej. Czyli wybór był zupełnie przestrzelony, zaś baza (w gruncie rzeczy) nieprzydatna. Mądrale z PZPN wiedzieli jednak lepiej, a jak to się skończyło – pamiętamy, niestety, doskonale wszyscy…

Adam Godlewski

Dziennikarz sportowy, specjalizujący się tematyce piłkarskiej. Zawodu uczył się w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie przez prawie dekadę zapracował na miano jednego z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych reporterów w swojej branży. Przez niemal 15 lat zarządzał tygodnikiem „Piłka Nożna”. Po drodze ekspert m.in. TVP, Canal+, Orange Sport, WP, radiowej Trójki, a obecnie redaktor naczelny "Sportowy24". Autor książki „Spowiedź Fryzjera”. Współautor wspomnień „Od Piechniczka, do Piechniczka”, „Pęknięty Widzew” i „Gwiazdy Białej Gwiazdy”. Dwukrotnie uhonorowany – przez piłkarzy polskiej ekstraklasy – Oscarem dla Najlepszego Dziennikarza Prasowego piszącego o futbolu w Polsce. Na naszych łapach pisze felietony z cyklu “Krótka piłka” oraz artykuły na mecze polskiej kadry.